środa, 26 grudnia 2018

Boże Narodzenie 2

Po ostatnich wyczynach syna byłam pełna obaw co do kolejnego spotkania rodzinnego. W dodatku podróż trwająca minimum godzinę w jedną stronę - to również mogło wpłynąć na humory dziecka. Umówiliśmy się zatem, że jak tylko sytuacja okaże się nie do opanowania, to rzucamy wszystko i wracamy do domu.
Sama podróż minęła przyjemnie - młody trochę spał, a trochę obserwował świat.
Na miejscu było fajnie przez 10 minut i znów się zaczął cyrk. Synek był głodny, ale nie był w stanie jeść bo wył. Poszliśmy do jak najbardziej odizolowanego i wyciszonego pomieszczenia i przez pół godziny walczyliśmy z histerią. Stopniowo syn się uspokajał i w końcu nawet udało się nam wywołać uśmiech na jego twarzy. Zjadł obiadek, poszliśmy do reszty gości (w tym gromadka głośnych dzieci), a syn nadal się uśmiechał.
Do końca wizyty humor synka już nie opuścił. Rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, gadał po swojemu, a jak się zmęczył to po prostu zasnął bez marudzenia.


Nie wiem co mam myśleć o tych jego histeriach. Bo to nie jest po prostu płacz. To jest wycie, intensywne machanie rączkami i nóżkami, hiperwentylowanie się. I pojawia się nagle, a potem nagle przechodzi... Może to kwestia charakteru, to trudno, trzeba się będzie przyzwyczaić. Jeśli jednak jest to jakiś problem zdrowotny to chciałabym mu jakoś pomóc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz