Po ostatnich wyczynach syna byłam pełna obaw co do kolejnego spotkania rodzinnego. W dodatku podróż trwająca minimum godzinę w jedną stronę - to również mogło wpłynąć na humory dziecka. Umówiliśmy się zatem, że jak tylko sytuacja okaże się nie do opanowania, to rzucamy wszystko i wracamy do domu.
Sama podróż minęła przyjemnie - młody trochę spał, a trochę obserwował świat.
Na miejscu było fajnie przez 10 minut i znów się zaczął cyrk. Synek był głodny, ale nie był w stanie jeść bo wył. Poszliśmy do jak najbardziej odizolowanego i wyciszonego pomieszczenia i przez pół godziny walczyliśmy z histerią. Stopniowo syn się uspokajał i w końcu nawet udało się nam wywołać uśmiech na jego twarzy. Zjadł obiadek, poszliśmy do reszty gości (w tym gromadka głośnych dzieci), a syn nadal się uśmiechał.
Do końca wizyty humor synka już nie opuścił. Rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, gadał po swojemu, a jak się zmęczył to po prostu zasnął bez marudzenia.
Nie wiem co mam myśleć o tych jego histeriach. Bo to nie jest po prostu płacz. To jest wycie, intensywne machanie rączkami i nóżkami, hiperwentylowanie się. I pojawia się nagle, a potem nagle przechodzi... Może to kwestia charakteru, to trudno, trzeba się będzie przyzwyczaić. Jeśli jednak jest to jakiś problem zdrowotny to chciałabym mu jakoś pomóc...
środa, 26 grudnia 2018
wtorek, 25 grudnia 2018
Boże Narodzenie 1
Dziś lepiej.
Głowa napiernicza mnie mniej. Syn też o kilka decybeli cichszy. Czy nie mogłoby być tak wczoraj?!
Ale najwyraźniej syn nie przepada za zlotami rodzinnymi. Jak tylko zaczął się nakręcać to zwinęliśmy się do domu. A na znajomym gruncie zamienił się w aniołka.
Jeszcze tylko przetrwać jutro...
Głowa napiernicza mnie mniej. Syn też o kilka decybeli cichszy. Czy nie mogłoby być tak wczoraj?!
Ale najwyraźniej syn nie przepada za zlotami rodzinnymi. Jak tylko zaczął się nakręcać to zwinęliśmy się do domu. A na znajomym gruncie zamienił się w aniołka.
Jeszcze tylko przetrwać jutro...
poniedziałek, 24 grudnia 2018
Wigilia
Dzień zaczął się nawet fajnie. Syn wyjątkowo dobrze spał w nocy, więc wydawałoby się, że wypoczęte dziecko (i jego mama) to zwiastun miłego dnia...
Od rana bolała mnie głowa. Jestem meteopatką, więc wiedziałam, że to znak, że będzie padać.
Zaczęło się. Histeria numer jeden. Spoko. Damy radę. A bo to pierwszy raz? Fakt, z bólem głowy trudniej zachować spokój. Ale damy radę...
Histeria numer dwa. I zwrócone jedzenie praktycznie w całości. Aha jakaś drzemka miała być po drodze? Ups. Przegapiło się.
Wrócił mąż z pracy. Względny spokój. Syn zasnął na 15 minut. Czas na ogarnięcie się. O, wstał. Dajmy mu obiad zanim go ubierzemy wyjściowo. Będzie ładnie wyglądać chociaż na wejście.
Wigilia nr jeden - u teściów. Godzina spokoju i znów cyrk. Histeria numer trzy. Do tego litania "dobrych rad", no bo na pewno coś go boli. A może zrób to. A może zrób tamto... aaaaaaaa! Wybuchłam i powiedziałam teściowi, co myślę o jego dobrych radach. Ten strzelił focha (już wiem po kim ma to mój mąż). Syn wyje. Ja siedzę z młodym sama w kuchni i śpiewam kolędy. A nuż zaśnie? W końcu mąż go zabrał ode mnie (ja zapłakana). Młody padł na pół godziny. Szybko się zmyliśmy.
Po południu sypnęło śniegiem.
Wigilia numer dwa - u moich rodziców. Przyjechaliśmy dwie godziny spóźnieni. Syn z glutem. Ja z podkrążonymi oczami. Młody stęka i kwęka. No tak - w końcu nie spał pół dnia. Chwilka drzemki. I co? Już?! Wróciliśmy do domu. Syn padł tak jak stal, w ubraniu. Trudno, niech śpi.
Alleluja!
Od rana bolała mnie głowa. Jestem meteopatką, więc wiedziałam, że to znak, że będzie padać.
Zaczęło się. Histeria numer jeden. Spoko. Damy radę. A bo to pierwszy raz? Fakt, z bólem głowy trudniej zachować spokój. Ale damy radę...
Histeria numer dwa. I zwrócone jedzenie praktycznie w całości. Aha jakaś drzemka miała być po drodze? Ups. Przegapiło się.
Wrócił mąż z pracy. Względny spokój. Syn zasnął na 15 minut. Czas na ogarnięcie się. O, wstał. Dajmy mu obiad zanim go ubierzemy wyjściowo. Będzie ładnie wyglądać chociaż na wejście.
Wigilia nr jeden - u teściów. Godzina spokoju i znów cyrk. Histeria numer trzy. Do tego litania "dobrych rad", no bo na pewno coś go boli. A może zrób to. A może zrób tamto... aaaaaaaa! Wybuchłam i powiedziałam teściowi, co myślę o jego dobrych radach. Ten strzelił focha (już wiem po kim ma to mój mąż). Syn wyje. Ja siedzę z młodym sama w kuchni i śpiewam kolędy. A nuż zaśnie? W końcu mąż go zabrał ode mnie (ja zapłakana). Młody padł na pół godziny. Szybko się zmyliśmy.
Po południu sypnęło śniegiem.
Wigilia numer dwa - u moich rodziców. Przyjechaliśmy dwie godziny spóźnieni. Syn z glutem. Ja z podkrążonymi oczami. Młody stęka i kwęka. No tak - w końcu nie spał pół dnia. Chwilka drzemki. I co? Już?! Wróciliśmy do domu. Syn padł tak jak stal, w ubraniu. Trudno, niech śpi.
Alleluja!
czwartek, 20 grudnia 2018
Piecza - 16. tydzień - przedświątecznie
W tym tygodniu synek miał mieć szczepienie, ale zgodnie z przewidywaniami zostało ono odroczone. Lekkie przeziębienie nadal się utrzymuje, więc nie ma co ryzykować. Za dwa tygodnie spróbujemy jeszcze raz.
Ostatnie dwa dni syn mocno dokazywał. Histerii nie było końca. Zdarzały już mu się jednorazowe napady histerycznego płaczu, jednak zazwyczaj mijały one po jakiejś godzinie. Tym razem ataków wycia było kilka i zeszło się prawie dwa dni... Myślałam, że może wreszcie zęby idą, ale to nie to. Nie umiem tego rozszyfrować.
Synek już prawie samodzielnie siedzi. Ale nie potrafi się jeszcze podnieść z pozycji leżącej na plecach do siedzącej. Ale ćwiczy wytrwale, więc możliwe że jeszcze w tym roku opanuje tę umiejętność.
Powoli szykujemy się na święta. Upiekłam tradycyjnie stos pierniczków. Zeszło mi się cztery godziny, ale warto było. Święta będziemy mieć w rozjazdach, więc za każdym razem będziemy zabierać ze sobą miskę pierniczków.
Sprawa sądu nie ruszona.
Ostatnie dwa dni syn mocno dokazywał. Histerii nie było końca. Zdarzały już mu się jednorazowe napady histerycznego płaczu, jednak zazwyczaj mijały one po jakiejś godzinie. Tym razem ataków wycia było kilka i zeszło się prawie dwa dni... Myślałam, że może wreszcie zęby idą, ale to nie to. Nie umiem tego rozszyfrować.
Synek już prawie samodzielnie siedzi. Ale nie potrafi się jeszcze podnieść z pozycji leżącej na plecach do siedzącej. Ale ćwiczy wytrwale, więc możliwe że jeszcze w tym roku opanuje tę umiejętność.
Powoli szykujemy się na święta. Upiekłam tradycyjnie stos pierniczków. Zeszło mi się cztery godziny, ale warto było. Święta będziemy mieć w rozjazdach, więc za każdym razem będziemy zabierać ze sobą miskę pierniczków.
piątek, 14 grudnia 2018
Piecza - 15. tydzień
Do sądu nie dzwoniłam. Nie ma sensu. Strajki przecież i pewnie i tak nic nowego bym się nie dowiedziała.
Co do synka - zdrowie trochę lepiej, chociaż kaszel nadal się utrzymuje. Obawiam się, że w tej sytuacji może nie dojść do szczepień. No ale jak nie teraz to później. Zdrowie najważniejsze.
Synek nadal próbuje siadać, ale nadal bardzo nieporadnie. Jak nie ma podpórki pod plecami to go przewracam, żeby jednak się nie garbił.
Apetyt dopisuje, chociaż najchętniej syn by jadł już tylko słoiczki z warzywami, ewentualnie kaszkę. Mleko jest ble i tylko w nocy "na śpiocha" jakoś wchodzi.
Za to pierwszy raz synek się zaśmiał w głos. Zaraz po śmiechu co prawda był płacz (chyba się wystraszył wydanego przez siebie dźwięku), ale i tak można powiedzieć, że jakiś tam kolejny etap rozwoju nastąpił.
Synek skończył 5 miesięcy.
Co do synka - zdrowie trochę lepiej, chociaż kaszel nadal się utrzymuje. Obawiam się, że w tej sytuacji może nie dojść do szczepień. No ale jak nie teraz to później. Zdrowie najważniejsze.
Synek nadal próbuje siadać, ale nadal bardzo nieporadnie. Jak nie ma podpórki pod plecami to go przewracam, żeby jednak się nie garbił.
Apetyt dopisuje, chociaż najchętniej syn by jadł już tylko słoiczki z warzywami, ewentualnie kaszkę. Mleko jest ble i tylko w nocy "na śpiocha" jakoś wchodzi.
Za to pierwszy raz synek się zaśmiał w głos. Zaraz po śmiechu co prawda był płacz (chyba się wystraszył wydanego przez siebie dźwięku), ale i tak można powiedzieć, że jakiś tam kolejny etap rozwoju nastąpił.
Synek skończył 5 miesięcy.
piątek, 7 grudnia 2018
Piecza - 14. tydzień
Dzwoniłam do sądu i lipa. Dla nas terminu jeszcze nie ma. A te terminy co ludziom wyznaczają sędziowie to już są na przyszły rok... Czyli w tym roku już się nie załapiemy.
Przegrzebałam fora internetowe żeby zobaczyć ile z reguły ludzie czekają na rozprawę. Wyszło, że najczęściej około pół roku. Rekordziści czekali 11 miesięcy... Miejmy nadzieję, że nie przyjdzie nam bić tego rekordu.
A poza tym rośniemy. Z uwagi na długie nogi zakładam synkowi pajace w rozmiarze 74. Są trochę na niego za szerokie ale trudno. Taki nam się chudy szczypiorek trafił.
Co do rozszerzania diety to wprowadziliśmy synkowi owoce. Spotkało się to z olbrzymim zadowoleniem. No cóż, które dziecko nie lubi słodkich owoców?
Problemy z brzuszkiem praktycznie już minęły.
Pojawiło się u synka przeziębienie - takie z katarem, kaszlem i lekką gorączką. Do tego ból i zaczerwienienie dziąseł. Czyżby ząbki się szykowały do ataku?
Przegrzebałam fora internetowe żeby zobaczyć ile z reguły ludzie czekają na rozprawę. Wyszło, że najczęściej około pół roku. Rekordziści czekali 11 miesięcy... Miejmy nadzieję, że nie przyjdzie nam bić tego rekordu.
A poza tym rośniemy. Z uwagi na długie nogi zakładam synkowi pajace w rozmiarze 74. Są trochę na niego za szerokie ale trudno. Taki nam się chudy szczypiorek trafił.
Co do rozszerzania diety to wprowadziliśmy synkowi owoce. Spotkało się to z olbrzymim zadowoleniem. No cóż, które dziecko nie lubi słodkich owoców?
Problemy z brzuszkiem praktycznie już minęły.
Pojawiło się u synka przeziębienie - takie z katarem, kaszlem i lekką gorączką. Do tego ból i zaczerwienienie dziąseł. Czyżby ząbki się szykowały do ataku?
Subskrybuj:
Posty (Atom)