sobota, 22 października 2016

z lektur - DZIECI Z CHMUR

Czytam sobie dalej.
Powiem tak. "Wieża z klocków" to był pikuś.

Tym razem ciężki kaliber.
Justyna Bigos i Beata Mozer, „Dzieci z chmur, opowieść o adopcji i macierzyństwie"



Siedziałam, czytałam i ryczałam... Łzy autentycznie ciekły mi po policzkach. Co chwila, po przeczytaniu któregoś fragmentu stwierdzałam: "O doskonale was rozumiem", "Miałam tak samo", "Nic dodać nic ująć"... Faktycznie jest to opowieść częściowo o nas, o naszych emocjach związanych z walką z niepłodnością, o naszej bezradności i braku zrozumienia ze strony otoczenia. Kto czytał ten wie, o czym mówię...
Książka jakby podzielona na dwa etapy:
pierwszy etap - walka z niepłodnością, i emocje z tym związane
drugi etap - adopcja, blaski i cienie całej procedury, macierzyństwo

Jak na mój gust jest to lektura OBOWIĄZKOWA dla adopcyjnych staraczek!

Dodam tu jeszcze fragment o poronieniu, przy którym poryczałam się razem z mamą:

..................................
edit:
Moja mama po przeczytaniu obydwu książek ma całkiem odmienne odczucia. Większe wrażenie wywarła na niej książka "Wieża z klocków" Kotowskiej.


Co do męża to jakoś nie jest chętny do czytania. Ale i tak "serwuję" mu co lepsze kawałki i czytam mu na głos. Z tych kawałków też ocenia Kotowską lepiej...

..............
CIEKAWOSTKA : Na stronie naszego OA jest spis lektur związanych z adopcją .
Kotowskiej "Wieża z klocków" jest.
"Dzieci z chmur" nie ma wcale - podejrzewam, że jest to związane z tematem in vitro poruszonym w książce - a nasz ośrodek jest przecież katolicki... Ech...

czwartek, 20 października 2016

JAWNOŚĆ ADOPCJI - warsztaty

Tym razem zajęcia były krótsze niż dotychczasowe. Prowadzone były przez panią, która na co dzień pracuje w IPO w Otwocku - to stamtąd najprawdopodobniej w przyszłości odbierzemy nasze szczęście...

Założenie jawności jest takie, że nie będziemy wymyślać żadnych historyjek o niby-ciąży, nie będziemy udawać że jesteśmy rodzicami biologicznymi. Mamy mówić o adopcji otwarcie, bez owijania w bawełnę. Najważniejsze bowiem dla dziecka będzie to, że ma poczucie przywiązania do Rodziny, że wie kto go kocha, dla kogo jest ważny.

W sumie poczucie przywiązania określono na warsztatach jako nadrzędną potrzebę dziecka. To nie głód, brud czy bieda są najgorszym co spotyka dzieci. To ODRZUCENIE, to że nie mają nikogo swojego do kochania. Żadna nawet najlepsza pielęgniarka nie zastąpi rodziców. Bo pielęgniarki są dla wszystkich dzieci na oddziale, a rodziców się ma dla siebie...

Z powyższego wynika jeszcze jedna rzecz - żadne z dzieci nie powinno trafiać do żłobków. Pierwsze trzy lata życia są kluczowe w budowaniu własnej wartości, w budowaniu więzi z innymi ludźmi. Dlatego jak ktoś ma możliwość, to powinien spędzić te pierwsze lata życia z dzieckiem - to zaprocentuje w przyszłości.


..................................................

Zaczęłam czytać. Na pierwszy ogień poszła "Wieża z klocków" Katarzyny Kotowskiej. Niepozorna książeczka, napisana w formie mini pamiętnika. Przemyślenia mamy adopcyjnej dwuletniego chłopca. Prostym językiem i bardzo bezpośrednio. Myślę, że warto przeczytać.

niedziela, 16 października 2016

WEEKENDOWE REKOLEKCJE MAŁŻEŃSKIE

Podchodziłam do tych rekolekcji bardzo sceptycznie. Nie należę do osób jakoś bardzo praktykujących, więc perspektywa spędzenia całego weekendu w domu sióstr zakonnych trochę mnie zniechęcała. Przyjechałam więc na te warsztaty wręcz "z przymusu".
Ośrodek w Laskach pod Warszawą okazał się być olbrzymim kompleksem budynków umiejscowionym na skraju Puszczy Kampinoskiej. Cudowne otoczenie (warto przyjechać ciut wcześniej żeby zwiedzić okolicę - bo jak już się zaczną zajęcia to nie będzie czasu na długie spacery).

O zajęciach obiecałam nie opowiadać - ważny jest tu element zaskoczenia, pójście na żywioł i mówienie o tym co się czuje, bez wcześniejszego przygotowania. Więc już nic więcej nie powiem, bo popsuję zabawę.

Warsztaty bardzo mnie otworzyły na mojego męża i na jego uczucia. Czuję się na nowo zakochana i znów mam motyle w brzuchu, a jednocześnie czuję że coraz lepiej się rozumiemy jako małżeństwo.

Nie żałuję że wzięłam udział w tych zajęciach i mam nadzieję, że jeszcze to kiedyś powtórzymy, może ponownie w Laskach a może gdzieś indziej w Polsce...

A tu parę zdjęć :








I nasz skromny pokoik:


wtorek, 4 października 2016

OD BEZDZIETNOŚCI DO RODZICIELSTWA - warsztaty

Trzecie zajęcia. Dla mnie trudne. Każdy z nas opowiadał, dosyć szczegółowo o swojej walce o dziecko. Tylko my otwarcie mówiliśmy o in vitro (wystąpiliśmy jako ostatni) i przez chwilę myślałam, że jako jedyni z grupy skorzystaliśmy z tej metody. Później, już na korytarzu się okazało, że inna para też ma to za sobą. Być może był ktoś jeszcze, tylko się nie ujawnił - nie wiem. 

Nie wiem czy to dobrze, że tak otwarcie o tym mówimy. Może lepiej by było mniej wnikliwie opowiadać swoją historię.

Wiem, że było mi trudno mówić. Głos mi drżał, oczy się zaszkliły - zwłaszcza gdy wspomniałam o naszej stracie ciąży. Czy to oznacza, że jeszcze nie przebolałam straty? Że tego "nie przepracowaliśmy"?

Nasze wystąpienia były też opatrzone własnoręcznymi rysunkami. Ciekawie to wyglądało. Na mojej prezentacji in vitro przedstawiłam jako czołg. Mój mąż przedstawił to jako drabinę opartą o mur. Psychoanalityk by się tu przydał...