Ciężko mi.
Człowiek latami dąży do jakichś tam celów i zaczyna się zapętlać... Dusić...
Skąd taki podły humor u mnie?
Moja praca jest do bani. Od dłuższego czasu podejmuję błędne decyzje zawodowe. Ciągle czegoś szukam, ciągle mi coś nie pasuje. I właściwie z przypadku jestem tu gdzie jestem. Miało być na chwilę a jest już ponad rok. Gdzie się podziały moje ambicje? Moje plany? Mój optymizm?
Ano schowalam wszystko do kieszeni, bo... dziecko.
Dokładnie tak. Zafiksowalam się na punkcie macierzyństwa. Siedzę tu gdzie jestem i boję się ruszyć bo a nuż zadzwonia? Dziś lub jutro? I tak cały czas...
Nie wyjeżdżam na długie i dalekie podróże - bo a nuż zadzwonia?
Nie żyję swoim życiem - bo a nuż zadzwonia?
Oglądałam moje stare zdjęcia i mnie coś tknelo. Jeszcze parę lat temu z mojej twarzy biła jakaś taka jasność. Widać było że jestem pełna energii i pewna siebie. Podejmowałam szybkie decyzje, nie balam się wyzwań.
Teraz nawet jeśli się uśmiecham do zdjęcia to oczy pozostają nieruchome. Tak jakbym była nieobecna. Jakbym była niepewna i wystraszona.
Muszę coś zrobić ze swoim życiem bo stopniowo usycham...
Muszę znów zacząć żyć!