Sobota.
Pełni obaw udaliśmy się na spotkanie. Już po pierwszych wspólnych minutach nie mieliśmy wątpliwości- wpadliśmy po uszy.
Chłopczyk jest tak rozkoszny, że tylko całować! Im więcej go obserwujemy tym bardziej widzimy jakie bzdury to powypisywali w papierach.
Fakt, że jest drobniutki, taki kurdupelek. I na tym się kończą jego "wady". Powoli przymierza się do raczkowania, nie widać żeby jedna strona była słabsza. Apetyt dopisuje.
Sprawa słuchu wstępnie się wyjaśniła- badanie było robione zaraz po infekcji i z jednej strony miał jeszcze płyn w uchu. Prawdopodobnie jak będzie bez płynu to badanie będzie ok.
Nie gada, ale ma na to jeszcze czas. Mieliśmy za to okazję słyszeć jak się śmieje w głos. No cudnie po prostu.
Skóra faktycznie jest nadwrażliwa, w zgięciach się łuszczy. A dziś po wytarciu buzi mokrą chusteczką natychmiast się zaczęła czerwienić. Jakoś to ogarniemy.
Dopełniamy formalności, żeby jak najszybciej móc go zabrać do domu. W międzyczasie szykujemy mieszkanie na nowego mieszkańca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz