czwartek, 22 października 2015

Znaki

 
Fajnie by było być Mamą pracującą. Tia.
 
Właśnie mnie zwolniono z pracy. Ot tak, redukcja etatów. Dziękujemy Pani. I praktycznie w ciągu 15 minut byłam już poza firmą. Ech życie... Doznałam lekkiego szoku, więc nawet nie odczułam jakiegoś smutku czy załamania.
Wróciłam do domu i co leży na trawniku pod klatką? Motylek! Wyleciał sobie jak ja dziś z pracy...

Dość szybko się ogarnęłam, strzeliłam sobie kieliszek naleweczki, powysyłałam kilka cv na prawo i lewo i poszłam spać...

Dzień kolejny. Trzeba się spotkać może z lekarzem, póki mi jeszcze nie wygasło ubezpieczenie. Przydałoby się jakoś w końcu leczyć to moje nadciśnienie. Idę sobie więc do przychodni, a na chodniku leży sobie jak gdyby nigdy nic smoczek. :-) Przyjemnie mi się zrobiło na myśl o brzdącu, który go używał. Chyba chłopaczek, bo kolorek niebieski...

Lekarz załatwiony jako tako (niestety kardiolodzy już w tym roku nie mają terminów, ale co się odwlecze to nie uciecze), leki zakupione. Co jak co, ale pracującej Mamie zawał nie jest potrzebny do szczęścia. Więc na spokojnie będę łykać to, co kazali.

Dzwoni telefon. Jest praca. W klubie dziecięcym nieopodal mojego domu. W poniedziałek rozmowa. Czyżby tamten smoczek był wróżbą?

Niby nie jest to praca marzeń, bo z doświadczenia wiem, że zarobki mizerne. Ale z drugiej strony nie ma co wybrzydzać póki co. No i doświadczenie dzieciowe się przyda.

No to chyba trzeba się cieszyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz