wtorek, 19 marca 2019

ROZPRAWA

Stresowałam się ogromnie. Taki irracjonalny strach - no bo co niby miałoby pójść nie tak?! Rozstrój żołądka i bezsenna noc u mnie gwarantowana...

Moi rodzice zostali z naszym synkiem, a my pojechaliśmy do sądu na ostateczną rozprawę. Mąż na ten dzień wziął urlop wypoczynkowy.

Na sali sądowej oprócz nas był opiekun prawny synka, sędzia, dwoje ławników i protokolant. Rozprawa trwała około 20 minut. Wszystko było nagrywane (i widać nas na podglądzie nagrania, co trochę rozprasza).
Na pierwszy ogień poszłam ja.
- ile ma pani lat?
- gdzie pani pracuje?
- dlaczego chcemy adoptować?
- jak sobie pani radzi w opiece nad synkiem?
- jaki jest jego stan zdrowia?
- czy rodzina biologiczna synka próbowała się z państwem kontaktować?
- czy jest Pani na urlopie macierzyńskim/ rodzicielskim/ innym? Jaki jest dalszy plan urlopowania?

Potem kilka podobnych pytań do męża. Na koniec pytania do opiekuna prawnego (czy się zgadza z naszym wnioskiem, czy nas odwiedzał itp).

Jak widać pytania były dosyć otwarte. Nie podawaliśmy żadnych dat ani nic. O tym, że syn jest wcześniakiem i w jakim wieku był jak go poznaliśmy powiedziałam sama.

Po odpytaniu nas wyszliśmy na 5 minut na korytarz, a sędziowie się naradzali. Potem nas poproszono do sali i odczytano postanowienie. Długo to trwało, bo w postanowieniu są podane wszelkie numery akt i sędzia wszystko dokładnie czyta.

Mieliśmy przy sobie kilka zdjęć małego, ale gdyby opiekun prawny nie zaproponował ich oglądania, to pewnie byśmy ich nie pokazywali. Ale ta krótka chwila na oglądanie zdjęć synka trochę nas rozluźniła.

I teraz czekamy na uprawomocnienie.

Synek jest już nasz!






czwartek, 14 marca 2019

Piecza - 28. tydzień (oby ostatni)

Za parę dni mam nadzieję zakończymy proces adopcyjny i wreszcie odbędzie się rozprawa. Ale to za parę dni.

Póki co zaliczyliśmy pierwsze chorowanko. Wcześniej pojawiały się katarki czy gorączki (raz przez to wylądowaliśmy w szpitalu z odwodnieniem). Tym razem mały złapał zapalenie oskrzeli.
Oczywiście mieliśmy akurat podejść do kolejnego szczepienia, ale jak zwykle młody nie do końca zdrowy. Ba. Nawet całkiem chory. Dźwięki jakie z siebie generował przypominały odgłosy Lorda Vadera.
Na szczęście obyło się bez antybiotyku. Jedynie inhalacje i syropki. Biedaczek nasz kochany...

O jakichś postępach w rozwoju trudno tym razem mówić, bo jednak choroba spowodowała, że synek większość czasu spał. Poprzestawiały mu się dzień z nocą. Dziś na przykład spędziliśmy upojne chwile bawiąc się w godzinach 00:30 do 2:30. No bo wyspał się w dzień.
Ech.






czwartek, 7 marca 2019

Piecza - 27. tydzień

Jakoś szybko zleciał ten tydzień. Może dlatego że ciągle ktoś nas odwiedzał - a to mama, a to sąsiadka, a to pani z OA...
Młody lada dzień kończy 8 miesięcy.

Synek nadal mocno absorbujacy, ale już daje mi chwilami odsapnąć. Nie wymaga już ciągle mojej obecności. Jak wyjdę do drugiego pokoju to co najwyżej kontrolnie coś tam krzyknie i po uzyskaniu odpowiedzi bawi się dalej.

Z zabaw polubił wreszcie grzechotki. Do potrząsania najczęściej używa prawej ręki.

Samodzielnie jest w stanie jeść herbatnika czy kromkę chleba, ale przy bananie lepiej mu podawać oddzielone cząstki, bo inaczej gryzie za duże kawałki i się krztusi.
Czasami chwyta łyżeczkę (wyrywa mi z ręki) i próbuje sam jeść. Bajzel nie z tej ziemi, ale dziecko zadowolone.

Ze względu na próby samodzielnego jedzenia przebieram synka praktycznie po każdym posiłku. Część bluzek już w ten sposob dokończył, bo plamy z marchewki nijak się nie spierają... Śliniaki się nie sprawdzają, bo plamy w magiczny sposób pojawiają się wszędzie. Nawet pod śliniakiem.

Z pozycji na brzuszku sprawnie obraca się na plecki albo próbuje podnosić pupkę. Nie przemieszcza się, nie pełza. Co najwyżej się turla.

W pozycji stojącej potrafi zrobić parę kroków do tyłu - coś podobnego do "moonwalk" Michaela Jacksona. :-)

Noce nadal nieprzespane. Syn zasypia około 20.30. Potem pobudka około północy na przytulenie i lulanie (nie zawsze). Potem pobudka w okolicach 2-3.00 na butlę (zawsze). Ostateczna pobudka około 6.30. Taki skowronek z niego.

Rozwój mowy - mówi słowa "am", "mniam" oraz nowe słowo "nie". Poza tym jest głużenie. Nie wypowiada jeszcze ciągów sylab.

Wyraźnie odróżnia nas od innych ludzi. Ostatnio była taka sytuacja: odwiedzila nas moja mama. Synek akurat spał. Kiedy się obudził moja mama podeszła do niego jako pierwsza. Syn się zaniepokoil, skrzywił i dopiero jak zobaczył mnie to się uśmiechnął.
Przy pani z OA zaczął wręcz popłakiwać.

A poza tym dowiedziałam się, że znów zostanę ciocią. W bliskiej rodzinie pojawi się w wakacje chłopczyk. :-) No to już wiem komu przekażę ubranka po synku (te, co przetrwają próby jedzenia).



piątek, 1 marca 2019

Piecza - 26. tydzień

Mamy marzec czyli ostatnia prosta. Do rozprawy już dosłownie kilka(naście) dni.

Widzę, że mój wpis o dobrych radach wielu zabolał. Może więc sprostuję. Nie chodziło mi o dawanie rad w ogóle, a raczej o sposób w jaki są dawane. Sposób nie znoszący sprzeciwu, sposób "co ty tam wiesz, ja wiem lepiej"... A jak tak człowiek jest wręcz bombardowany takimi  sugestiami, zarówno na żywo, jak i w sieci, to się w końcu ulewa...

Posłuchałam dobrych rad (o dziwo!) i skupilan się na zachęcaniu synka do pozycji brzuszkowej. I uwaga! Da się bez awanturki! Co prawda często muszę mu zmieniać miejsce lezakowania (nie tylko podłoga, ale też blat w kuchni, biurko, stół w salonie...), ale pozycja brzuszkowa jest zachowana.

Pozycja siedząca - synek daje radę siedzieć sam bez podparcia, przynajmniej przez jakiś czas.

Pozycja stojąca - czasem jednak się złamię i mu pozwalam. Synek próbuje wchodzić na mini schodki, deptać zabawki, pokonywać nieduże przeszkody.

Spostrzegawczość - synek zauważa drobne elementy: guziki, kwiatki, monety i próbuje je chwytać (całą dłonią). Chwyta raz jedną raz druga ręką. Podczas jedzenia chlebka trzyma kromkę prawą ręką.

Czyli rozwój jest z tygodnia na tydzień. I jaki już jest duuuuży w porównaniu z tym, co było na początku.